Zorro wyswobodził Arkę. Wygrana ważąca tony

Aktualności

By być kibicem Arki, trzeba mieć końskie zdrowie – nasuwa się myśl po meczu gdynian z Zagłębiem Sosnowiec w ramach 35. kolejki Lotto Ekstraklasy. Żółto-niebiescy wygrali 2:0, lecz na gola otwierającego kazali czekać do samej końcówki meczu, o mało nie wywołując stanów zawałowych u swoich kibiców. Ostatecznie ta niezwykle istotna wygrana wywindowała arkowców cztery punkty nad strefę spadkową.

Spotkanie przed własną publicznością ze zdegradowanym już zespołem to najlepsza okazja do zgarnięcia kompletu punktów, gdy samemu gra się o życie. Są jednak dwie strony takiego medalu: jedna to rywal, któremu trudniej musi być wykrzesać z siebie pokłady motywacji, gdy stawki nie ma żadnej (i to potwierdza powyższą tezę); druga to granie bez absolutnie żadnej presji (i to owej tezie przeczy).
– Grając na luzie i bez presji sprawią nam wielkie problemy. Teraz, kiedy dla nich wszystko jest jasne, może okazać się, że będą trudniejszym rywalem niż wcześniej – przestrzegał przed spotkaniem Jacek Zieliński, trener Arki Gdynia.

Tymczasem sosnowiczanie nie wyglądali na zespół, który za wszelką cenę chce w tym spotkaniu inwestować wszystko w walkę o wygraną. Wręcz przeciwnie: stanęli w większości zawodników na własnej połowie, czekając na to, co do zaoferowania mają gospodarze. Ci – ku zaskoczeniu – też nie forsowali tempa, w akcje ofensywne angażując trzech, czasem czterech piłkarzy – to obraz pierwszej części meczu.

Niczym z Turem

Nóż na gardle żółto-niebieskich coraz bardziej się zaostrzał, dlatego od razu po zmianie stron ruszyli oni na Zagłębie ze zdwojoną mocą. A konkretniej Michał Nalepa, który wymusił błąd obrońcy Piotra Polczaka i w jednej akcji zrobił dla swojej drużyny więcej niż mógł przypuszczać – wywalczył rzut karny i czerwoną kartkę dla rywala. Wystarczyło jedynie zamienić „jedenastkę” na gola, a później kontrolować przebieg meczu. O ile drugie zadanie zostało później wykonane perfekcyjnie, o tyle pierwsze zakończyło się fiaskiem. Swój pierwszy rzut karny w barwach Arki przestrzelił bowiem Damian Zbozień.

Czasu na reakcję było jednak mnóstwo – ponad 40 minut. Napór gdynian rósł momentalnie, w pewnej chwili sosnowiczanie nie byli w stanie wyjść z piłką z własnego pola karnego. Brzmi znajomo? Dla niektórych kibiców Arki z pewnością. 19 listopada 2007 roku bliźniaczo wyglądała druga połowa tamtejszej II ligi w meczu w Gdyni z Turem Turek. Przewaga żółto-niebieskich była wtedy tak ogromna, że zdołali oddać blisko 50 strzałów! Bezskutecznie. W tym meczu statystyki uderzeń na bramkę były równie niebywałe.

Zorro na ratunek

Historia lubi zataczać koło, lecz tym razem szeroko do arkowców się uśmiechnęła. Po kolejnych minutach bezdyskusyjnej przewagi, piłkę z najbliższej odległości już do pustej bramki wbił Maciej Jankowski. Na trybunach euforia, która została jednak przerwana przez podniesioną chorągiewkę arbitra bocznego. Spalony. Na szczęście dzisiejsza technologia wyposażyła polską ligę w VAR. Powtórki analizowane były z każdej strony, ale trudno było się na nich dopatrzyć złamania przepisów. Zatem gol! Stadion oszalał na nowo.
– Nie wierzyłem, że sędzia po VAR-ze wskaże na środek boiska – przyznał szczerze po spotkaniu rozemocjonowany trener Arki.

Nic już nie było w stanie odebrać Arce zwycięstwa. Goście nie mieli argumentów w nogach, a i w końcówce zostali dobici przez kontrę zakończoną trafieniem Luki Zarandii. Było już jasne – gdynianie tego meczu nie przegrają.

Kolejny głaz spadł z serca wszystkim w Gdyni, a Arka oddaliła się od strefy spadkowej na odległość czterech punktów. Z czystym sumieniem można zatem zasiąść w sobotę przed telewizory i obserwować w akcji bezpośrednich rywali. To oni są teraz na musiku.

Powiedzieli po meczu:

Jacek Zieliński (trener Arki Gdynia):

– Kamień spadł nam z serca. Mówiłem, że czeka nas bardzo trudne spotkanie i jeśli go sobie szybko nie otworzymy, będzie jeszcze trudniej. Graliśmy jednak konsekwentnie, nawet po czerwonej kartce dla rywala. Nie rzuciliśmy się na hurra, ale z głową dalej atakowaliśmy. Zagraliśmy mądre spotkanie. Chłodne głowy sprawiły, że mamy trzy punkty. Ze spokojem możemy się teraz przyglądać na inne mecze w sobotę. Chcielibyśmy to wszystko rozstrzygnąć w poniedziałek.

Valdas Ivanauskas (trener Zagłębia Sosnowiec):

– Mecz skończył się w 46. minucie, bo przy karnym powinna być żółta, a nie czerwona kartka. Zawodnicy w tym meczu pokazali jednak charakter i za to im dziękuję. Nasza sytuacja była znana przed meczem, lecz walczyliśmy do końca.

Arka Gdynia – Zagłębie Sosnowiec 2:0 (0:0)
Bramki: Jankowski (88.), Zarandia (90+8.)
Arka: Steinbors – Zbozień, Danch, Helstrup Ż, Marciniak – Deja (81. Cvijanović), Vejinović – Zarandia, Nalepa (76. Aankour), Janota (59. Da Silva) – Jankowski.
Zagłębie: Kudła – Mygas Ż, Polczak CZ, Toth (33. Nawotka), Mraz – Możdżeń, Milewski – Ryndak, Pawłowski (90. Nowak), Iwaniszwili – Sanogo (75. Gabedava).
Widzów: 7 012.

Tabela grupy spadkowej Lotto Ekstraklasy po meczu Arki z Zagłębiem: